strona główna / artykuły / Relacja: Bess Atwell, The National
main image

Relacja: Bess Atwell, The National

Dwie świetne płyty, dwie europejskie trasy i ani jednego koncertu The National w Polsce. Żeby sprawdzić obecną formę zespołu musiałem wybrać się do Wiednia.

Marcin Bieniek - 26 czerwca 2024

No właśnie, czy może mi to ktoś wytłumaczyć? Wydawało mi się, że ze wszystkich alternatywnych gwiazd, to właśnie The National nie muszą się martwić o pustki pod sceną. Do 2014 roku grali u nas w miarę regularnie. Sam widziałem ich czterokrotnie - po raz pierwszy na pożegnalnym OFF Festivalu w Mysłowicach, po raz ostatni na Openerze w 2011 roku. W międzyczasie zaliczyłem m.in. ich koncert w Teatrze Rozrywki w Chorzowie. Udało mi się nawet wbić na próbę (po prostu wszedłem sobie do niepilnowanego teatru około południa), w trakcie której zespół zagrał dla prawie pustej sali Conversation 16. 


Ostatni raz The National pojawili się w Polsce w 2019 roku, promując na Torwarze płytę I Am Easy To Find. Byłem wtedy trochę na nich obrażony, po lekko rozczarowującym albumie Sleep Well Beast z 2017 roku (po latach zmieniłem na jego temat zdanie) i ominąłem ten występ. Nie przekonywali mnie także w nagraniach koncertowych z tamtego okresu. Coś u nich wyraźnie nie grało. Matt Berninger nie był w najlepszej formie. Przy premierze płyty First Two Pages of Frankenstein z 2023 roku, muzycy przyznali, że wokalista zmagał się w tamtym czasie z różnymi demonami. 


Nie wiem kto i jak pomógł poskładać Matta do kupy, ale po tym co zobaczyłem i usłyszałem w Wiedniu, powinien dostać podwyżkę. Koncert odbył się w Wiener Stadhalle, nowoczesnej hali o rozmiarach Torwaru, fantastycznie brzmiącej i wyjątkowo dobrze zorganizowanej. Zacznijmy od tego drugiego elementu. Bezpośrednio pod halą znajduje się parking, który w dniu koncertu kosztuje 10 Euro. Znając ceny płatnych parkingów oraz problemy z parkowaniem w centrum Wiednia, jest to bardzo miłe udogodnienie. Dwa piętra do góry i jesteśmy pod sceną. 


Co do brzmienia, to już podczas supportu słychać było, że nie jest to zwykła sala koncertowa. The National zaprosili na część trasy brytyjską indiefolkową wokalistkę Bess Atwell, która właśnie wydała swój bardzo dobry trzeci album Laugh Track, wyprodukowany przez Aarona Dessnera z The National. To jedna z moich ulubionych płyt 2024 roku, na której słychać ogromny wkład gitarzysty The National (który przypomnijmy pracował m.in. przy dwóch wydawnictwach Taylor Swift). Na żywo ten materiał, utkany z gitar i delikatnych dźwięków, zabrzmiał naprawdę dobrze. 


The National weszli na scenę tanecznym krokiem do piosenki Slippery People Talking Heads. Uśmiechnięty Matt, uśmiechnięta reszta zespołu. No i się zaczęło. Świetnie było obserwować braci Dessner, wysuniętych na front zupełnie jak wokalista Matt Berninger, których gitary rozmawiały ze sobą przez cały koncert. Z kolei Matt przynajmniej połowę koncertu spędził między publicznością. Z dawnych koncertów pamiętam, że robił to tylko podczas Mr. November. Tutaj gdy ktoś wystawiał rękę, podchodził i przybijał piątkę. Gdy ktoś miał kartkę z napisem Hugh Me, podchodził i przytulał. 


No i brzmienie. Od dawna nie słyszałem tak dobrze nagłośnienia koncertu gitarowego. Świetnie zabrzmiały zarówno starsze numery (grupa sięgnęła m.in. po nie tak często grane Murder Me Rachel i Lit Up - dedykowany wszystkim tym, którzy widzieli zespół na ich pierwszym koncercie w Wiedniu w 2005 roku), jak i te nowe (Tropic Morning News, Deep End - powinny na stałe zagościć w setliście). Liczyłem na trochę większą reprezentację Laugh Track, drugiego z wydanych rok temu albumów, do którego wracam regularnie, ale 3 piosenki, z mocnym krautrockowym (widać że braci Dessner ciągnie w tę stronę) Smoke Detector, jest ok. Poza tym dostaliśmy klasyki, z odśpiewanym przez publiczność na finał Vanderlyle Crybaby Geeks


Urwałem się przed ostatnim refrenem żeby ominąć korki. Dwa piętra w dół, sprawny wyjazd i już 15 minut później sunąłem obwodnicą Wiednia w kierunku Polski. Austriacka organizacja.