Książka o grunge’u, w której nazwisko Billy’ego Corgana pada tylko raz? Też się zdziwiłem.
Marcin Bieniek - 22 stycznia 2024
Zaraz zaraz, przecież na okładce wyraźnie jest napisane, że chodzi o Bękarty z Seattle. No ok. Na okładce mamy też Kurta Cobaina, chociaż to nie on jest najważniejszą postacią tej książki.
Tutaj mała dygresja. Moja znajoma z Włoch jest pisarką. Przy jednej z nich, wydawca zaproponował, by umieściła w tytule imię i nazwisko Kurta Cobaina. Dlaczego? - zdziwiła się Elisa - przecież nie ma w niej nic o Kurcie. Żeby zwiększyć sprzedaż - usłyszała w odpowiedzi. W tym przypadku jest oczywiście inaczej. Kurt pojawia się na kartach książki i to dość często. Jednak nie jako genialny artysta, który wpłynął na całe pokolenie, ale upadła gwiazda, punkt odniesienia dla karier pozostałych gwiazd sceny Seattle, na tle której jedni błyszczą niezależnością, inni zdrowym podejściem do sukcesu.
Zanim wrócę do Corgana, chciałbym jednak napisać kilka słów uznania dla autora. Piotr Jagielski wykonał kawał naprawdę ogromnej pracy, syntetyzując treść z wydanych do tej pory książek i artykułów o zjawisku jakim był grunge, a także docierając do bohaterów tamtych wydarzeń i wyciągając z nich kilka nowych faktów. Autor rozmawia z m.in. Markiem Armem (lider Mudhoney), Jonathanem Ponemanem (założyciel Sub Pop), Davem Abbruzzese (Perkusista Pearl Jam), Garym Lee Connerem (Screaming Trees). Szkoda, że nie udało się porozmawiać z Jackiem Endino.
Z całości Piotr Jagielski buduje bardzo wyrazisty i interesujący obraz fenomenu grunge’u. Nie skupia się na samych zespołach, ale całym środowisku, które tworzyło scenę Seattle - od założycieli Sup Pop, po fotografa imię i nazwisko, podkreślając jak bardzo ważny marketingowo był aspekt wizualny tego zjawiska. Z książki dowiedziałem się sporo nowego, pomogła mi poukładać pewne fakty i chronologię w odpowiedniej kolejności.
O zaletach można by było pisać dłużej, chciałbym się skupić jednak na tym co moim zdaniem nie zagrało i czego zabrakło.
Budowanie narracji wokół Mudhoney
Książka skupia się przede wszystkim (a przynajmniej takie odniosłem wrażenie) na formacji Marka Arma. Mudhoney zostają przedstawieni jako ci, którzy do samego końca pozostali niezależni i nie sprzedali się wielkim wytwórniom. Do końca pozostali legendą Seattle. Autor uczciwie pokazuje, że idąc tą drogą Mark Arm nie gra dziś koncertów na wyprzedanych stadionach, tylko okazjonalne trasy i musi dorabiać kompletując zamówienia w magazynie… Sub Pop. Wg autora wynika to z obranej drogi. Wg mnie z faktu, że Mudhoney byli i są po prostu… średnim zespołem, który nie miał nigdy szans wskoczyć na poziom Pearl Jam, Nirvany czy Soundgarden. Nie ta skala talentu.
Brak The Smashing Pumpkins i Butcha Viga
Dużo ciekawszym zabiegiem byłoby zestawienie sceny Seattle, drogą jaką szedł Kurt Cobain z losami The Smashing Pumpkins i Billy’ego Corgana. Autor trzech bardzo ważnych płyt gatunku, w tym Mellon Collie… które jest dwupłytowym arcydziełem pod każdym kątem, pojawia się w tej książce raz i to mimochodem. Serio! A przecież gdyby nie Gish nagrany z Butchem Vigiem w 1990 roku, Nevermind Nirvany nie brzmiałby tak samo. Polecam zagłębić się w ten wątek. Wspólnych dróg Corgana, Nirvany i Seattle jest więcej. No i jeśli z kimś można porównywać Kurta, to tylko z Billy’m. PS. Sam Butch Vig, producent Nevermind nie zostaje wymieniony w tej książce wcale.
To tylko pokazuje jak ważny grunge był i jest dla wielu słuchaczy. Nawet jeśli od 1991 roku minęły już 33 lata. Tym bardziej brawa dla Piotra Jagielskiego za podjęcie wyzwania. Ta książka na pewno wzbudzi w was wiele emocji. W końcu to grunge!
Posłuchaj
Najnowsze recenzje
Najnowsze artykuły