strona główna / artykuły / Relacja: Inside Seaside 24
main image

Relacja: Inside Seaside 24

Brakowało nam jesienią festiwalu, który ściągałby topowe alternatywne zespoły. Gdański Inside Seaside idealnie wypełnia tę lukę.

Marcin Bieniek - 14 listopada 2024

Chociaż latem oferta festiwalowa nad Wisłą jest bardzo bogata, to jesienią sporo zespołów, zwłaszcza alternatywnych, dojeżdża ze swoimi koncertami najdalej do Berlina. 


Jestem z południa i przez kilka lat takim magnesem, który przyciągałby do Polski artystów o których można było przeczytać na Pitchforku, był festiwal Ars Cameralis. W ramach imprezy udało mi się zobaczyć m.in. kameralne koncerty The National, Fleet Foxes, Billa Callahana, Yo La Tengo i wielu innych. Dziś festiwal nadal jest organizowany, ale pewnie z uwagi na mniejszy budżet, nie pojawiają się na nim już tak znane zespoły.


Z tego właśnie powodu ubiegłoroczna pierwsza edycja Inside Seaside, mocno mnie zaciekawiła. Jedno miejsce, jeden weekend, 3 sceny i kilkunastu artystów. Do tego bliska współpraca z Radiem 357, w którym przecież kilka osób zna się na muzyce. Na zdjęciach i w relacjach wyglądało to bardzo dobrze. I kiedy jako pierwszego headlinera tegorocznej edycji ogłoszono Idles, wiadomo było, że czeka nas coś wyjątkowego. 


Poniżej znajdziecie kilka moich refleksji na temat tegorocznej edycji Inside Seaside.


Miejsce


Festiwal odbywa się w zamkniętej przestrzeni AmberExpo - siedzibie Międzynarodowych Targów Gdańskich. Z zewnątrz wita nas niepozorny biurowiec, za którym kryją się trzy wielkie hale. W największej, wielkości warszawskiego Torwaru, odbywały się koncerty headlinerów. W mniejszej, ale nadal sporej, zaaranżowanej na scenę teatralną, pojawili się artyści grający bardziej klimatyczne koncerty (RY X, Hania Rani).  


Pomiędzy nimi ulokowano scenę Radia 357 oraz strefę gastronomiczną. Jest też piętro na którym zlokalizowano małą scenę, kino i kilka innych festiwalowych wydarzeń. Wszędzie blisko, wszędzie bez kolejek, mimo że festiwal był prawie wyprzedany. Byłem mocno zaskoczony rozmiarem tego miejsca oraz faktem, że na każdy z koncertów, mimo, że praktycznie startowały jeden po drugim, udawało się zdążyć bez problemu.


Idles


Niby wiedziałem czego się spodziewać, ale muszę przyznać, że Idles rozłożyli mnie na łopatki. Ten koncert miał w sobie coś elektrycznego, jakieś dziwne napięcie i dramaturgię. Wszystko za sprawą Joe Talbota, który poza tym, że jest rasowym frontmanem, ma w sobie coś z szalonego kapłana, który wie jak kontrolować tłum. 


Świetnie zabrzmiały utwory z nowej płyty, w trakcie których muzycy zrobili użytek z syntezatorów i innych tajemniczych urządzeń (jestem pewien, że podebrali je Jonny’emu Grenwoodowi - w końcu Tangk nagrali z producentem Radiohead). Szczególnie wyróżniłbym tu otwierające koncert Idea 01 i POP POP POP, które na żywo po prostu miażdżyły.


The Last Dinner Party


Dwa tygodnie przed startem festiwalu grupa ogłosiła, że skraca trasę koncertową z powodu wyczerpania. Na szczęście koncert w Gdańsku nie został anulowany. I szczerze, obserwując dziewczyny na scenie, nie dało się dostrzec żadnego zmęczenia, dały z siebie 100 procent. To zdecydowanie zespół koncertowy, który na żywo tworzy świetne widowisko.


Znam kilka osób, które szły na ten występ nieprzekonane, a wyszły z niego zachwycone. Jak na debiutantki, ta kilkuosobowa maszyna na scenie, działała znakomicie. Wokalistka Abigail Morris ma w sobie coś z uroku Kate Bush, a cały zespół porywa energią, podobną do tych z najlepszych koncertów Queen. Serio! Nie wierzycie - sprawdźcie ich debiutancki album.


Hania Rani


Hania Raniszewska wpadła na Inside Seaside między trasą po USA i koncertami we Francji. Cieszę się niezmiernie, że ta niezwykle intymna muzyka, znajduje zrozumienie w różnych rejonach świata. Na swoim koncercie Hania udowodniła, że z roku na rok niesamowice ewoluuje jako artystka. 


Koncert w Gdańsku, swoim rodzinnym mieście, oparła w większości na utworach z ostatniej płyty Ghost. I trzeba przyznać, że nowe wersje Don't Break My Heart czy Thin Line, prezentują bardzo ciekawe rozwinięcie pomysłów które znamy z albumu. Trochę zabrakło mi Dancing with Ghosts, ale godzinny koncert ma swoje prawa.


Daria ze Śląska i polska ekstraklasa


Nie śledziłem kariery Darii ze Śląska z zapartym tchem, ale tym bardziej szedłem z ciekawością na jej koncert. Ogólnie Inside Seaside był dobrym miejscem na aktualizację formy artystów z krajowego topu - Rojka (było ok), Skubasa (świetny koncert) czy Spiętego (ciekawa ta jego solowa wersja Lao Che). Ale to Daria zrobiła na mnie największe wrażenie.


Wszystko mi się tu podobało - od aranżacji sceny, przez piosenki, w których gitary i klawisze ciekawie ze sobą współgrają, po sam performance Darii. Z początku lekko wycofana, gdzieś na wysokości utworu To nie zabawa ruszyła w swój hipnotyczny taniec po scenie. Podobnych zaskoczeń było na tym koncercie więcej. I dzięki za Pamięć do złych słów, to numer z naprawdę pięknym tekstem. 


Warhaus


Marteen ma za sobą kilka koncertów w Polsce, ale coś czuję, że tego w Gdańsku nie będzie wspominał najlepiej. Przez pierwsze 4-5 piosenek klawiszowiec z jego zespołu biegał na backstage i z powrotem, próbując uruchomić swój sprzęt. Odniosłem wrażenie, że Marteen wydawał się być tym poirytowany. W końcu na kilka sekund siadł cały prąd na scenie.


Finalnie gdzieś w połowie setu wszystko wróciło do normy. Co ciekawe, głównym punktem koncertu były nadal piosenki z ostatniej płyty Warhaus Ha Ha Heartbreak, a nie z najnowszej, której premiera już 22 listopada. Generalnie, mimo trudności, zespół zabrzmiał świetnie. 


Kevin Morby i Kasia Lins


Rodzina w komplecie. Latem udało mi się zobaczyć koncert Waxahatchee, tym razem przyszła kolej na jej życiowego partnera Kevina Morby’ego. Kevin jest fantastycznym songwriterem i z nieukrywaną radością potrzepałem głową do This Is a Photograph i Rock Bottom, z płyty o której trochę więcej napisałem w tym poście na instagramie


Trochę zabrakło mi Bittersweet, TN, ale zauważyłem że Kevin gra ten numer na koncertach tylko jeśli uda mu się zaprosić na scenę wokalistkę. Z tych obecnych na festiwalu, chyba najlepiej pasowałaby tutaj Kasia Lins, która następnego dnia dała naprawdę świetny koncert (szczególne ukłony w kierunku jej gitarzysty, który podkrada riffy Grizzly Bear - to komplement).


Organizatorzy festiwalu Inside Seaside pokazali, że głód dobrej muzyki nie mija wraz z sezonem letnim i jesienią także można prawie wyprzedać wielką alternatywną imprezę. Polecam serdecznie.