Reaktywacja, która spełniła wszystkie oczekiwania. Oasis tak dobrze nie brzmieli od lat 90.
Marcin Bieniek - 26 lipca 2025
Coś jednak nie zagrało
Sposób, w jaki Ticketmaster przeprowadził pod koniec sierpnia 2024 roku sprzedaż biletów na europejskie (a właściwie brytyjsko-irlandzkie) koncerty reaktywowanego Oasis, to gruby skandal. O tym, że zainteresowanie będzie ogromne, było wiadomo od momentu ogłoszenia trasy. Sam byłem jedną z 14 milionów osób, które próbowały zdobyć jeden z 1,4 miliona dostępnych na te koncerty biletów (liczby oficjalne).
Tworzenie kilkuetapowych kolejek online i dynamiczne ceny biletów, sprawiły że zdobycie wejściówki było niemożliwe. To ciekawe, że żadna instytucja chroniąca prawa konsumentów, do dzisiaj nie wzięła się jeszcze za ten chory mechanizm podnoszenia cen. Bilety na te same miejsca na koncerty Oasis potrafiły wahać się między 100 a 600 funtów.
W kwietniu tego roku spora część biletów wróciła do sprzedaży i już bez kolejek, w miarę rozsądnych kwotach, można było dostać bilet na dowolny koncert braci Gallagher. Postawiłem na pierwszy z siedmiu koncertów na Stadionie Wembley w Londynie, zaplanowany na 25 lipca. Dokładnie 25 lat i 4 dni po słynnym występie Oasis na Wembley, wydanym na albumie Familiar to Millions.
Noel nie jest frontmanem
W dniu koncertu wzruszyłem się kilkakrotnie. Po raz pierwszy, gdy dotarłem w okolice stadionu i w okolicznych pubach zobaczyłem dziesiątki fanów śpiewających piosenki Oasis. Idąc długą aleją w kierunku Wembley, nad którym rozpościerał się charakterystyczny łuk, piosenki Oasis rozbrzmiewały już wszędzie - z głośników umieszczonych na lampach, ze straganów z koszulkami i w budkach z hot-dogami.
Śpiewałem już Don’t Look Back in Anger, Wonderwall czy Supersonic na solowych koncertach Noela i Liama. Czegoś mi tam jednak brakowało. Noela widziałem w 2012 roku na festiwalu Frequency w Austrii. I o ile muzycznie wszystko się zgadzało, to dało się wyczuć, że starszy z braci Gallagher nie jest kimś, kto świetnie czuje się w głównej roli na scenie.
Z kolei z Liamem spotkałem się w 2019 roku na słowackim festiwalu Pohoda. I o ile on nadal był Rock’n’Roll Star, to jego zespół brzmiał jak średni cover band Oasis. To, co usłyszałem na Wembley było czymś zupełnie innym.
Rozgrzewka
Jako pierwsi na scenie pojawili się Cast - britpopowy zespół, znany głównie z płyty All Change z 1995 roku, który nigdy nie zrobił większej kariery. Jako support wypadli całkiem ok. Widać było że muzycy świetnie bawią się na scenie. Osobiście wolałbym w tym miejscu np. zespół Gene, który w tym roku także się reaktywował. No, ale trzy legendy jednego wieczoru - tego byłoby już za dużo.
Tuż po nich na scenę wszedł Richard Ashcroft. Jestem wielkim fanem wszystkiego co nagrał z The Verve, ale nie nastawiałem się tutaj na wiele. Richard niestety starzeje się dużo gorzej od braci Gallagher, którzy jednak zostawili po sobie kilka ciekawych solowych płyt. Ostatni udany album Ashcrofta, to Keys to the World z 2006 roku, z którego na koncercie usłyszeliśmy Break The Night With Colour.
Poza tym dostaliśmy najmocniejsze fragmenty Urban Hymns The Verve. I mimo, że bez czarującej gitary Nicka McCabe’a, te piosenki nie zabrzmiały tak jak powinny, to interakcja z publicznością ratowała sytuację. Razem z całym stadionem zdarłem gardło śpiewając Drugs Don’t Work, Sonnet czy zagranym na finał Bittersweet Symphony. Nie spodziewałem się, że te piosenki mają w UK ten sam kultowy status co Wonderwall.
Starzy i nowi znajomi
Oasis. Wrócili w bardzo ciekawym składzie, w którym obok basisty Andy’ego Bella i gitarzysty Gema Archera pojawili się również Paul Bonehead Arthurs, pierwszy gitarzysta Oasis, który odszedł w 1999 roku, w trakcie sesji nagraniowej do płyty Standing On The Shoulders of The Giants oraz Joey Waronker, sesyjny perkusista znany ze współpracy z m.in. R.E.M. i Beckiem.
Powrót Boneheada, czyli trzeciej gitary do składu, oznaczał jeszcze więcej mocy na scenie. Noel Gallagher przyznał na jednym z koncertów w Manchasterze, że bez Boneheada nie byłoby tej reakywacji. Z kolei wybór Waronkera, który grał na bębnach na wydanej w ubiegłym roku płycie Liama i Johna Squiera, wydawał się bardzo nieoczywisty.
To bardzo kreatywny perkusista, grający oszczędnie i technicznie (pełnię jego możliwości możecie sprawdzić w Chemtrails Becka - fenomenalny utwór). Z kolei Alan White, którego charakterystyczne przejścia słychać w większości hitów Oasis, grał bardzo barokowo, na bogato. Zastanawiałem się jaką drogę obierze Joey. Nie słuchałem przed koncertem na Wembley żadnych nagrań z tegorocznej trasy, chciałem dać się zaskoczyć.
Koncert pełen zaskoczeń
Liam i Noel weszli na scenę trzymając się za ręce, do dźwięków ich klasycznego openera czy Fucking In The Bushes. Od razu uwagę zwróciły na mnie ogromne ekrany za plecami muzyków, na których wyświetlano animacje, miksowane z obrazem nagrywanym na żywo. Świetne rozwiązanie, dzięki któremu nawet mając dalekie miejsca, można było z bliska obserwować scenę.
Każda piosenka miała oddzielną wizualizację, z oddzielną historią. Przy intro mogliśmy obserwować kolaż z nagłówków prasowych jakie towarzyszyły reaktywacji - od tych głoszący, że to niemożliwe, po te które oznajmiały The wait is over.
Zaczęli od Hello, później dorzucili Acquiesce (z fenomenalnym refrenem Because we need each other) i What’s The Story (Morning Glory). Zespół trochę przegrywał z głosami 90. tysięcy ludzi, którzy przyszli na stadion, ale brzmiało to wszystko wspaniale. Solidne bicia Waronkera, który postawił jednak na prostotę, potężne gitary i głosy. Zarówno Liam, świetnie radzący sobie w bardzo wysoko śpiewanym Some Might Say, jak i Noel, bez problemu łapiący górne rejestry w Acquiesce - panowie zbliżający się do 55 i 60 roku życia, przeżywają drugą młodość.
Z pewnością na plus zadziałała tutaj klasyczna setlista, w której dostaliśmy the best of z pierwszych czterech płyt, z małym wyjątkiem dla Little by Little, z wydanej w 2002 roku płyty Heaten Chemistry. Od Stand by Me w zasadzie nie było już czego zbierać - Cast no Shadow, którego nie grali od 2002 roku, Whatever ze wstawką z Octopus's Garden The Beatles, Live Forever, które przeszło w zadedykowane Ozzy’emy Rock’n’roll Star. Na finał zespół wykonał Champagne Supernova, po którym nad stadionem rozbłysły fajerwerki, a na scenie wyświetlono powoli zachodzące słońce.
Miałem zerowe oczekiwania co do tego koncertu. Śledzę Oasis od 2000 roku, znam dobrze ich nagrania koncertowe z każdego okresu działalności i wiem, że ich forma (zwłaszcza jeśli chodzi o wokal Liama), była różna. Na Wembley cały zespół zaprezentował się rewelacyjnie. Nie brzmieli tak dobrze od lat 90.
Posłuchaj
Najnowsze recenzje
Najnowsze artykuły