strona główna / artykuły / Relacja: Inside Seaside 2025
main image

Relacja: Inside Seaside 2025

Powroty gwiazd, świetni debiutanci i mocna reprezentacja Polski. Dzięki Inside Seaside zaczynam lubić jesień jeszcze bardziej.

Marcin Bieniek - 11 listopada 2025

Odbywający się w Gdańsku na terenach centrum kongresowego AmberExpo festiwal Inside Seaside, idealnie wpisał się w festiwalową lukę w naszym kraju. No bo dlaczego jesienią, kiedy wielu artystów gra swoje trasy po Europie, nie ściągnąć kilku z nich w jedno miejsce i zrobić z tego festiwal, jak latem? 


Starzy wyjadacze pamiętają jeszcze organizowany w październiku Vena Fest w Łodzi, na którym w latach 2007-2009 zagrali m.in. Primal Scream, Klaxons czy Glasvegas. Mamy też Ars Cameralis w Katowicach, gdzie pojawili się Fleet Foxes czy The National, ale to impreza odbywająca się w trakcie całego miesiąca, w różnych klubach Katowic. Podobnie jak Unsound w Krakowie


Inside Seaside nie ma tu większej konkurencji. 


Znowu to zrobili


Ubiegłoroczna edycja, której gwiazdami byli m.in. Idles i Balthazar, dostarczyła wielu mocnych muzycznych wrażeń. Szczegółową relację z tamtego wydarzenia znajdziecie pod tym linkiem. 


W tym roku na pierwszy rzut oka podział artystów na poszczególne dni wydawał się nierówny. Dostaliśmy bardzo mocną niedzielę, z koncertami Franz Ferdinand, The Kills czy King Gizzard & The Lizard Wizard oraz sobotę, zdecydowanie zdominowaną przez polskich wykonawców. Odbiło się to trochę na frekwencji, drugi dzień był zdecydowanie bardziej zatłoczony. 


Na miejscu okazało się jednak, że zarówno polska reprezentacja w postaci Fisza Emade, Marcina Maseckiego czy Ścianki, jak i headlinerzy, którzy na papierze nie wyglądali tak mocno jak Franz Ferdinand czyli Royel Otis - wszyscy spisali się znakomicie. Szczególnie dużym zaskoczeniem byli Australijczycy, którzy zagrali naprawdę fenomenalny show (w przyszłym roku będzie można usłyszeć ich razem z Foo Fighters na Narodowym).


Organizacyjnie również było bez zarzutu. Pod jednym dachem hali AmberExpo znów znalazły się trzy sceny - w tym dwie główne i jedna kameralna. Wędrówka między nimi zajmowała kilka minut, dzięki czemu można było zajrzeć na każdy z koncertów, nawet te nakładające się. Do tego centrum spotkań z ciekawymi gośćmi prowadzone przez ekipę Radia 357, kino, spotkania literackie na piętrze, kawiarnie i jedzenie z całego świata. 


Brawa dla organizatorów z agencji Live za świetny balans między tym co znane i zupełnie nowe, tym co popularne i bardziej artystyczne. Taki jest festiwal Inside Seaside. 


Poniżej znajdziecie moje wrażenia z koncertów, które miałem okazję zobaczyć.


Piątek


Fisz Emade Tworzywo


Kupuję płyty, śledzę nowości, uwielbiam teksty Fisza i bity Emade, ale jakoś nie trafiłem do tej pory na ich koncert. No i muszę przyznać, że panowie totalnie mnie zaskoczyli. Nie spodziewałem się tak dobrze zagranego koncertu, z tak świetnym klimatem, który niósł się od otwierającego, zagranego dubowo i hipnotycznie utworu Brama, aż po sam koniec. 25 lat na scenie robi jednak swoje. 


Marcin Masecki & Boleros


- Musisz iść na Maseckiego! - namawiali mnie przed koncertem znajomi, no i co pozostało zrobić, poszedłem. I po raz pierwszy na koncercie poczułem się, jak podczas podróży do innego świata. Tutaj konkretnie do Ameryki Południowej skąd pochodzą bolera i inne latynoskie gatunki, z którymi Masecki wchodzi w bardzo ciekawą dyskusję. Całość oczywiście zagrana na dużym luzie, z lekkim humorem i ogromną pasją. Dałem się oczarować.


Sigrid


Sigrid mam na radarze od czasu singla Strangers. Nie jestem wielkim fanem, ale pop w jej wykonaniu jest jak najbardziej ok. Przed koncertem przesłuchałem jej najnowszy, wydany pod koniec października album i byłem w lekkim szoku, jak ten materiał świetnie zabrzmiał na koncercie. Zamiast studyjnych bajerów dostaliśmy żywy zespół i pełną energii Sigrid, która dawała z siebie 150%. Świetnie wypadły zwłaszcza utwory I’ll Always Be Your Girl i Kiss The Sky z nowej płyty. Bardzo pozytywne zaskoczenie. 


Ścianka


45 minut na najmniejszej festiwalowej scenie - tylko tyle czasu otrzymał Maciej Cieślak ze swoim kilkunastoosobowym zespołem. To jednak wystarczyło żeby zamknąć słuchaczy w statku kosmicznym Ścianka i wysłać nas na inną planetę. Magiczny występ, podczas którego zabrzmiały głównie niewydane instrumentalne utwory, zagrane z towarzystwem orkiestry (z płyt pojawiło się tylko Secret Sister). Trochę szkoda, że nie pojawiło się nic z Dni Wiatru, czy Statku kosmicznego (którego winylowa reedycja miała premierę na festiwalu), ale i bez tego było dobrze Maciek!


Royel Otis


Kiedy zostali ogłoszeni jako headlinerzy pierwszego dnia, miałem lekkie wątpliwości… które szybko się rozwiały, kiedy usłyszałem wydany w sierpniu drugi album australijczyków hickey, bardzo ciekawie nawiązujący do twórczości Becka, MGMT czy Phoenix. Panowie zagrali świetny koncert, dobrze się przy tym bawiąc. Szczególnie brawa dla Royela, który bardzo ładnie hałasował na gitarze, dodając wygładzonym piosenkom grupy psychodelicznego charakteru. Było jak na płycie, a nawet lepiej.


Sobota


Yana


W 2023 mieliśmy na Inside Seaside Nilsa Frahma, rok temu Hanię Rani. W 2025 ich miejsce idealnie wypełniła Yana, pochodząca z Trójmiasta multiinstrumentalistka, która grając głównie na pianinie, tworzy poruszającą muzykę, pełną głębokich emocji. Zupełnie jak artyści o których wspominam na początku. Na scenie pojawiła się w towarzystwie smyczków i perkusisty. Jej krótki set zdecydowanie zachęcił mnie do tego, by sięgnąć po jej płytę Daydreamer, wydaną w wytwórni Ólafura Arnaldsa. A właśnie, może za rok właśnie on?


Cinnamon Gum


Lubię kiedy zespół dokłada kilka złotych do tego, żeby nie tylko nieźle zabrzmieć na żywo, ale także dobrze wyglądać. Zespół Macieja Milewskiego zadbał o obie te kwestie. Nie dość, że ich miks klasycznego soulu i funku, na żywo wypada świetnie, to na scenie przypominają zagubionych w czasie podróżników z lat 60. Scenografia, gra świateł, stroje no i retrosoul w najlepszym wydaniu - bardzo podobał mi się ten koncert. 


Baxter Dury


Wszyscy zachwyceni, a ja nie do końca kupuję snującego się od lewa do prawa po scenie i rzucającego od niechcenia teksty do mikrofonu Baxtera. Nie podobało mi się na OFF Festiwalu, nie podobało mi się też na Inside Seaside. Z małym wyjątkiem - grająca na klawiszach wokalistka Fabienne Débarre miała tutaj swoje fenomenalne momenty. Nie miałbym nic przeciwko gdyby na scenie była tylko ona. 


The Kills


Miło, że Alison Mosshart i Jamie Hince, nie będąc akurat w trasie koncertowej, zdecydowali się pojawić na festiwalu Inside Seaside. Miło, że w dwójkę udało im się praktycznie roznieść główną scenę imprezy. I jeszcze milej, że w trakcie przeszło godzinnego koncertu, zajrzeli na wszystkie płyty ze swojej dyskografii - zaczynając od Kissy Kissy z debiutu, na No Wow kończąc. Był brud, hałas i totalne szefowanie na scenie przez Alison. 


King Gizzard & The Lizard Wizard (z Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Bałtyckiej)


Ze specjalnym koncertem przyjechali do nas także Gizzardzi - szalona ekipa z Australii, która wydała w tym roku bardzo udany album nagrany z udziałem orkiestry. Muzycy jako jedyni otrzymali 2-godzinny slot, w trakcie którego zaprezentowali wszystkie swoje oblicza - od najnowszego orkiestrowego wcielenia (zagrali nowy album w całości), przez mocne metalowo/stonerowe Gila Monster, po długie psychodeliczne tripy (The River). Fenomenalny koncert, który zostanie ze mną na długo. 


Franz Ferdinand


Mimo 20 lat, które upłynęły od premiery debiutu grupy i dość poważnych zmian w składzie (z tego oryginalnego został jedynie lider Alex Kapranos i grający na basie Bob Hardy), Franz Ferdinand zagrali z taką energią i klasą,jakby czas się dla nich zatrzymał. Cieszyły wycieczki po różnych etapach dyskografii - od debiutu (świetne 40’) po najnowszy album, z którego zabrzmiało aż sześć piosenek (Build It Up nuciłem jeszcze długo po koncercie). Cieszyła też forma Alexa i świetny kontakt z publiką. 


Do zobaczenia za rok!