cover

Durand Jones & The Indications

Flowers

27 czerwca 2025

Marcin Bieniek

Retro soul wrażliwy społecznie.

It’s morning in America / And I can’t see the dawn - śpiewał Durand Jones w piosence Morning in America z płyty American Love Call. Album ukazał się w 2019 roku, na moment przed zabójstwem George'a Floyda i wybuchem ruchu Black Lives Matter, który zatrząsł Stanami Zjednoczonymi oraz kilka lat przed prezydenturą Donalda Trumpa, która całkowicie zmieniła oblicze tego kraju. Już wtedy muzycy łączyli retro-soulowe piosenki z tekstami, w których dawali do zrozumienia, że w Ameryce źle się dzieje. I właśnie tym mnie kupili. Nie są kolejnym zespołem, który po prostu sprawnie odtwarza brzmienia z przeszłości. Mają też coś istotnego do powiedzenia. 


Flowers, to czwarty album Durand Jones & The Indications, który ukazuje się w okolicach 100 dni prezydentury Trumpa. Muzycy w wywiadach towarzyszących płycie w mocnych słowach komentują ten fakt: Faszyzm zaczyna się po cichu, wszyscy to obserwujemy (Guardian). I oczywiście na płycie nadal znajdziemy głównie piosenki o miłości, w których słowo love i lover, jak na następców Marvina Gaye’a i Curtisa Mayfielda przystało, jest odmieniane na wszystkie sposoby. Jednak wątek społeczny, stale się tutaj przewija. Jak w I Need The Answer, gdzie Aaron Frazer śpiewa: Gdzie podziała się miłość / powinno starczyć jej dla wszystkich / gdzie podziało się człowieczeństwo? 


Muzycznie Flowers prezentuje się znacznie ciekawiej niż poprzednia płyta grupy, na której muzycy, spragnieni nowości, poszli w stronę disco z lat 80. Nie był to najlepszy kierunek. Na szczęście wrócili do delikatnych soulowych utworów. No i czy mając na pokładzie znakomitego wokalistę (Durand Jones), zdolnego songwritera i również wokalistę, który świetnie radzi sobie także solo (Aron Frazer) oraz gitarzystę i producenta (Blake Rhein), który na soulu zjadł zęby, ta płyta mogła się nie udać? Jest świetna, zróżnicowana i wspaniale zaaranżowana. To zdecydowanie najlepszy album w ich dorobku.