cover

Wiraszko

Tak młodo się nie spotkamy

07 listopada 2025

Marcin Bieniek

To miłe, że Michał Wiraszko zachował swoje najlepsze teksty na solowy album.

Początkowo zdziwiłem się, że lider Much postanowił wydać solowy album właśnie teraz. Jego zespół, po lekkim przestoju, mniej więcej od reedycji debiutu z 2018 roku znów zaczął się rozpędzać i zaliczył całkiem udany czas, zwieńczony nagrodzonym Fryderykiem albumem Szaroróżowe. Po cichu liczyłem na to, że grupa wykorzysta tę dobrą energię i wróci z kolejnym mocnym materiałem. 


Z drugiej jednak strony, doskonale rozumiem, że artysta pokroju Michała, hojnie obdarowany przez los talentami - w końcu nie tylko sam komponuje i śpiewa, ale pisze też świetne teksty - ambicją sięga dużo dalej. Być może przekraczając magiczną barierę 40 lat życia, postanowił domknąć album, nad którym z przerwami pracował od kilkunastu lat. W końcu jak śpiewa na nowej płycie: Któregoś dnia zrozumiesz, że / nie będzie żadnych drugich szans.


Gdy w sierpniu pojawiła się pierwsza zapowiedź tego wydawnictwa, byłem bardzo ciekawy, w którą stronę Wiraszko pójdzie. Czy będzie to materiał gitarowy? Czy może coś bardziej nietypowego, jak zahaczający o elektronikę numer June, który Michał wykonał w 2013 roku z projektem Ocean of Noise, czy minimalistyczny i bardzo liryczny utwór Coś więcej z 2020 roku, nagrany wspólnie z kompozytorem i pianistą Michałem Kmieciakiem.


Odpowiedź przyniósł pierwszy singiel promujący Tak młodo się nie spotkamy, zatytułowany Zawsze tam gdzie ja, który… mógłby spokojnie znaleźć się na ostatnim krążku Much. Dużo większe wrażenie zrobił na mnie kolejny singiel Dwie wieże, który jest wyliczanką o podobnej sile, co To nie był film Myslovitz. Z tą różnicą, że zamiast przyglądaniu się mrocznej stronie popkultury, dostajemy pakiet wspomnień, z którym utożsami się każda osoba dorastająca na przełomie wieków.


I właśnie przy Dwóch wieżach zacząłem wyraźniej dostrzegać, że Michał Wiraszko, to już zdecydowanie nie ten sam artysta, którego znamy z Notorycznych debiutantów. Coś się w nim zmieniło. Słuchając tego utworu poczułem, że muzyk artystycznie urósł i to o głowę. To świetnie napisana i zaaranżowana piosenka, ze znakomitym tekstem, który obudził we mnie głęboko poukrywane wspomnienia. Cała płyta przyniosła więcej podobnych zaskoczeń. 


To album nie tylko tematycznie osadzony w latach 90., ale także swoim kształtem przypomina najlepsze płyty gitarowe z tamtego okresu. Mam wrażenie, że obecnie artyści wydają po kilka pojedynczych singli, a następnie zastanawiają się jak to wszystko zmieścić obok siebie na płycie, żeby brzmiały spójnie. Tymczasem debiut Michała, to klasyczny rockowy album, który rozpoczyna się od mocnego uderzenia (wspomniane Dwie wieże), po którym dostajemy epicką rockową balladę (Najprościej - wypatrujcie na weselach w przyszłym roku) i idąc dalej przeskakujemy od rozpędzonych gitarowych kawałków (Dzień dobry, Nie przepraszam) do utworów bardziej refleksyjnych (Awatary, Lalabaj). 


Chociaż jako autor Michał Wiraszko ma na swoim koncie blisko 150 tekstów, które poza Muchami trafiły na płyty m.in. Krzysztofa Zalewskiego czy Lady Pank, to wydaje mi się, że te najlepsze trzymał w szufladzie właśnie dla siebie. Autor bez wchodzenia w wyszukane metafory, posługując się prostym językiem, unika banału i tworzy teksty dające do myślenia. Gdy odruchowo sprawdzasz, czy napisał ktoś co chwilę / mimo, że nie napisał nikt / wiem wtedy, że to nasze awatary żyją bardziej niż my - to tylko jeden z przykładów z piosenki Awatary, w której gościnnie pojawia się Lech Janerka, jako… głos wytworzony przez AI. Spokojnie, wszystko za zgoda autora.


Debiut Michała Wiraszki to najlepszy gitarowy album z polskimi tekstami od lat. Dokąd ta płyta zaprowadzi muzyka? Mam nadzieję, że gdzieś tam, dokąd artystycznie zaszli Ciechowski czy Janerka. Suma talentów się tutaj zgadza.


Wydanie winylowe


Wytwórnia Kayax przyzwyczaiła nas do profesjonalnie zrealizowanych wydań winylowych i nie inaczej jest tym razem. Album Tak młodo się nie spotkamy ukazał się na pięknym czerwonym krążku, który brzmi bardzo głęboko. Piosenki zebrane na płycie są w większości dość złożone i wielowarstwowe. Delikatna elektronika miesza się tu z gitarami, które miejscami gęsto nakładają się na siebie (Dwie wieże), a czasem prowadzą ciekawy dialog z syntezatorami (To co kochasz, to co znasz). W wersji winylowej te wszystkie detale brzmią bardzo wyraziście. Dodatkowy plus za pięknie zaprojektowany gatefold i wkładkę z tekstami.