cover

The Last Dinner Party

Prelude to Ecstasy

02 lutego 2024

Marcin Bieniek

Wyobraźcie sobie, że Florence Welch ma młodszą siostrę. A w zasadzie pięć. Są głośne, knąbrne i śpiewają o seksie. I są piekielnie utalentowane. Oto The Last Dinner Party.

Wszystko wskazuje na to, że to właśnie chodzenie na koncerty, a nie przesiadywanie w internecie jest nadal najlepszym sposobem na poznanie nowych osób. Abigail Morris, główna wokalistka i założycielka The Last Dinner Party, w 2021 roku, tuż po rozpoczęciu studiów, regularnie odwiedzała londyński klub The Windmill, wokół którego działały takie zespoły jak Black Midi i HMLTD. Tam poznała Lizzie Mayland i Emily Roberts, z którymi postanowiła założyć zespół.


Dalsza historia potoczyła się dosyć szybko. Do składu dołączyły dwie kolejne dziewczyny i grupa już pod nazwą The Last Dinner Party, zaczęła pisać piosenki i grać koncerty. Bardzo dużo koncertów. W latach 2022-23 formacja, jeszcze bez debiutanckiego krążka, zagrała ich blisko 100. Wideo z jednego z pierwszych występów trafiło do sieci i spotkało się z dużym zainteresowaniem. Grupa wkrótce po tym podpisała kontrakt z Island Records i była na dobrym kursie do wydania debiutu. 


Przyznam, że początkowo traktowałem The Last Dinner Party podejrzliwie. Po usłyszeniu singli Nothing Matters i Sinner, jeszcze w 2023, uznałem je za jakiś sprytnie zaplanowany produkt. Brzmiało to zbyt dobrze. Tymczasem wystarczyło zobaczyć kilka nagrań z koncertów i posłuchać debiutu Prelude to Ecstasy, by upewnić się, że to nie żaden fejk. Dziewczyny z The Last Dinner Party są naprawdę piekielnie utalentowane. 


Ich muzyka, to pomost między klasycznym popem spod znaku Fleetwood Mac i Kate Bush (na koncertach grają covery Chrisa Isaaka i Blodnie), a nowoczesną alternatywą spod znaku St. Vincent i Warpaint. Siłą tego debiutu są przede wszystkim piosenki. Osiem bardzo dobrych singli, znakomicie wyprodukowanych przez Jamesa Forda (doświadczony w debiutach), mówi samo za siebie. The Femine Urge, Caesar on TV Screen, My Lady of Mercy plus reszta wspomnianych, to zdecydowanie za dużo dobra jak na jeden album. 


Tekstowo podobnie - zdarzają się banalne wątki o miłości, ale są tutaj też momenty bardzo poetyckie (When you laid like a wolf / With your head on my lap / i felt like one of those portraits of / women protected by a beast - Portrait of a Dead Girl) czy wersy o roli kobiet we współczesnym świecie (Oh ballerina, bend under the weight of it all - The Femine Urge). I mała rada jak wychowywać swoje dzieci (When I was a child / I never felt like a child / I felt like an emperor with a city to burn - Caesat on a TV Screen). Ciekawym eksperymentem jest także utwór Gjuha, zaśpiewany po albańsku przez grającą na klawiszach Aurorę Nishevci. Finał tego utworu, w którym zostajemy sam na sam z chóralnym śpiewem i mandoliną, ma w sobie coś magicznego. 


Ładna ta historia. Dzisiaj, kiedy coraz głośniej mówi się o końcu zespołów jako takich, jak widać nadal można stworzyć tradycyjny kolektyw, który muzyką i świetnymi koncertami, przebije się do szerszej publiczności. W dodatku, to historia zwieńczona bardzo dobrym debiutem.