cover

The Smile

Wall of Eyes

26 stycznia 2024

Marcin Bieniek

Przy okazji drugiego album The Smile, po raz pierwszy słuchając pobocznego projektu Thoma Yorke’a, nie zatęskniłem za Radiohead.

Musiał to wydać. Wściekał się za każdym razem, gdy napisał piosenkę i czekał aż zostanie zaakceptowana przez zespół - tak Jonny Greenwood, gitarzysta Radiohead, skomentował debiutancki solowy album Thoma Yorke’a The Eraser z 2006 roku. Dlatego to właśnie prosta formuła The Smile, formacji którą stworzył z Grenwoodem i Tomem Skinnerem z Sons of Kemet, pozbawiona tak wielkich oczekiwań jak w przypadku Radiohead (choć na pewno nie zerowych), wydaje się być dla niego idealna. Panowie w przeciągu dwóch lat wydali dwa albumy, koncertówkę i nic nie wskazuje na to, by mieli traktować The Smile jako coś tymczasowego. 


Sam podchodziłem do tego projektu ostrożnie. Dopiero gdy usłyszałem Speech Bubbles z pierwszej płyty The Smile, pomyślałem, że ta wyjątkowa chemia między Thomem i Jonnym, która w zasadzie jest wszystkim za czym tęskniłem, może funkcjonować także gdzie indziej. Cały debiut The Smile tylko mi to potwierdził. Nie był przełomowy, ale był zaskakujący w wielu momentach. Nagrywamy 2-minutowy punkowy numer? Nie ma problemu (You Will Never Work in Television Again). A może coś równie przejmującego, jak True Love Waits? Proszę bardzo (Open The Floodgates). Tej odważnej różnorodności trochę brakowało na ostatnich płytach Radiohead.


Wydany w styczniu tego roku drugi album The Smile Wall of Eyes kontynuuje ten kierunek. Tym razem bez Nigela Godricha na pokładzie (podobno był zajęty nową płytą Idles - jestem bardzo ciekawy efektu). Rolę producenta przejął Sam Petts-Davies, z którym Yorke nagrywał soundtrack do horroru Suspiria. Czy to istotna zmiana? Wydaje mi się, że następca Godricha pozwolił muzykom na trochę więcej. W porównaniu do debiutu, znacznie więcej dzieje się tu na drugim i trzecim planie. Zwłaszcza jeśli chodzi o gitary i orkiestrowe aranżacje Jonny’ego, które chociażby w takim I Quit i Bending Hectic pięknie stopniują napięcie.


Słuchając tych numerów, czy równie znakomitych Teleharmonic i You Know Me!, przypominają mi się czasy Hail to the Thief i epki Com Lag. To czas w którym z zespołu zeszło całe ciśnienie związane z wydaniem Kid A i Amnesiac. Potrafili bawić się muzyką i na jednej płycie zamieszczać tak różnorodne numery jak There There, Sail to the Moon czy Myxamatosis. Na Wall of Eyes jest ciekawie, niepokojąco, ambitnie, zaskakująco… mógłbym tak wymieniać długo. Muzyka Thoma Yorke’a i Jonny’ego Greenwooda znów mocno mnie porusza.