strona główna / artykuły / Rozmowa z Alanem Sparhawkiem (Low)
main image

fot. Alexa Viscius

Rozmowa z Alanem Sparhawkiem (Low)

Grupa Low, po blisko 30 latach na scenie i wydaniu 13 płyt, zakończyła działalność wraz ze śmiercią Mimi Parker w 2022 roku. Współtwórca zespołu i mąż Mimi, Alan Sparhawk, przepracowując stratę, nagrał dwa niezwykłe i skrajnie różne albumy.

Marcin Bieniek - 31 sierpnia 2025

Powiedzieć, że Alan dał z siebie wszystko podczas koncertu na OFF Festivalu, to nic nie powiedzieć. Muzyk podzielił swój występ na dwie części. W pierwszej skupił się na wydanej rok temu płycie White Roses, My God, z mocno eksperymentalną muzyką. Zamiast jego charakterystycznego głosu, słyszeliśmy syntetyczne dźwięki. 


Alan z każdym utworem coraz bardziej się rozkręcał - skakał, tańczył i zrzucał z siebie ubrania. Aż nastąpił przełom. W połowie koncertu sięgnął po gitarę i przeszedł do piosenek ze swojej najnowszej akustycznej płyty (recenzja tutaj), której bardzo blisko do muzyki Low. Oczywiście nie zabrakło gitarowego jazgotu i ścian dźwięku, ale zrobiło się bardziej znajomo. 


Po tak intensywnym koncercie muzyk zamiast zniknąć w garderobie, został pod sceną, porozmawiał z fanami i podpisał kilka płyt. Udało się go namówić na kilkunastominutowy wywiad, który prezentuję poniżej. Rozmawiałem już z Alanem i Mimi przed ich koncertem na OFF Festivalu w 2011 roku. Kilku pytań wtedy nie zdążyłem zadać, po drodze pojawiły się też nowe.


Czytając wywiady, których udzieliłeś na przestrzeni ostatnich 25 lat, zwróciłem uwagę na to, w jaki sposób mówisz w nich o swoich dzieciach. Od samego początku były ważną częścią Low. 


Kiedy w naszym życiu pojawili się Cyrus i Hollis, to naturalnie stali się jego ważną częścią. Zabieraliśmy dzieci w trasy koncertowe z Low, towarzyszyły nam przy sesjach nagraniowych. Kiedy zostajesz rodzicem, to normalne, że chcesz spędzać z dziećmi jak najwięcej czasu. Nie musisz przy tym zmieniać się w kogoś, kim nie jesteś. Oczywiście musisz dbać o ich bezpieczeństwo i zapewniać im wszystkie potrzeby. Ale przede wszystkim musisz być sobą. A dzieci, dorastając i obserwując to, co robisz, zrozumieją, że tak właśnie wygląda twoje życie. 


Dziś wspólnie nagrywacie płyty. Piosenka Not Broken, z twojego najnowszego albumu, którą śpiewasz wspólnie z córką Hollis, to jeden z bardziej przejmujących momentów.


To utwór, nad którym pracowaliśmy z Mimi do samego końca, w czasie kiedy była poważnie chora. Po jej śmierci wróciłem do tej piosenki i próbowałem ją dokończyć. Zależało mi na tym, żeby w utworze pojawiły się dwa głosy prowadzące dialog. Z pomocą przyszła moja córka Hollis, która zaśpiewała partie Mimi. Wiedziałem, że potrafi śpiewać i ma bardzo mocny głos, który oczywiście przypomina Mimi. Gdy skończyliśmy nagranie, byłem z niej bardzo dumny. Pięknie wykonała ten utwór.

Kiedy tworzyłeś z kimś zespół przez tak długi czas, a potem ta osoba odchodzi, to jest to duży szok.

W ubiegłym roku wydałeś album White Roses, My God, na którym eksperymentowałeś z głosem oraz syntezatorami. Płyta była dużym zaskoczeniem.


Podczas pracy nad White Roses szukałem nowych sposobów wyrazu. Nie było mi po drodze z gitarą, nie mogłem słuchać swojego głosu. Podważyłem wszystko, na czym do tej pory opierała się moja muzyka. Kiedy tworzyłeś z kimś zespół przez tak długi czas, a potem ta osoba odchodzi, to jest to ogromny szok. Bez Mimi ciężko było mi zrozumieć co mam dalej robić. Tak więc ta płyta powstała zupełnie przypadkowo. Zacząłem eksperymentować z różnymi instrumentami, przetwarzałem mój głos. W pewnym momencie dotarło do mnie, że zebrałem materiał na całą płytę.


Kilka miesięcy później wróciłeś z zupełnie innym albumem, nagranym z bluegrassowym zespołem Trampled by Turtles. Dwa zupełnie różne wydawnictwa w tak krótkim czasie. Jak dzieliłeś pracę nad nimi?


W tym samym okresie towarzyszyłem w trasie zespołowi, o którym wspominasz. To dobrzy znajomi z mojego rodzinnego miasta Duluth. Grają zupełnie inną muzykę niż Low, ale przyjaźnimy się. Wiele razy wspólnie występowaliśmy. Pewnego dnia zaproponowali mi: Wchodzimy do studia, może do nas dołączysz i zagramy kilka utworów wspólnie? Okazało się, że nagraliśmy ich bardzo wiele. Nagle okazało się, że mam gotowe dwie nowe płyty. Bardzo się od siebie różnią, ale Sub Pop, mój wydawca, zgodził się wydać obie. Rozumiem jednak, że dla niektórych osób, tak skrajnie różne projekty, mogą być wyzwaniem.


Mogliśmy się o tym przekonać dzisiaj podczas twojego koncertu.


Tak, zacząłem od głośnego elektronicznego setu, dziwnych zabaw z głosem, a dopiero później przeszedłem do cichych i spokojnych piosenek. 


Gitarową część koncertu zacząłeś od Heaven - niezwykle poruszającego utworu, w którym śpiewasz Heaven It's a lonely place if you're alone. Uwielbiam prostotę i głębię twoich tekstów. Innym dobrym przykładem jest When I Go Deaf z płyty The Great Destoryer. 


Zawsze ceniłem prostotę. Nie jest łatwo napisać taki tekst, ale jeśli będziesz cierpliwy, w końcu z ciebie wyjdzie. Utwór Heaven napisałem bardzo szybko. Po prostu gdzieś tam na mnie czekał. Włączyłem automat perkusyjny, zacząłem śpiewać i całość nagle nabrała kształtu. Czasem musisz sobie zaufać, a efekty przyjdą same. Nie można bać się prostoty. Nie trzeba wyjaśniać wszystkiego. Jeśli będziesz szczery w swoim przekazie, ludzie cię zrozumieją. 

Czasem, żeby coś zrozumieć, musisz zanurzyć się w ciemności.

Twój godzinny koncert na OFF Festivalu był mocnym doświadczeniem. Powiedziałeś ze sceny Nie wchodź w ciemność, ciemność nie jest dla ciebie dobra. Skojarzyło mi się to z cytatem z Jeffa Tweddy’ego, który zapowiadając swój najnowszy album Twilight Override, napisał: Kiedy zajmujesz się tworzeniem, stajesz w opozycji do destrukcji. Kreatywność pożera ciemność. 


Wydaje mi się, że Jeff chciał przez to powiedzieć, że tworzenie, to wychodzenie z mroku. To zmaganie się z naszą niepewnością i lękiem przed tym czego nie znamy. Czasem, żeby coś zrozumieć, musisz zanurzyć się w ciemności. Nie chodzi tu jednak o negatywne rozumienie tego terminu, ale raczej o ciemność jako nieznany dla nas obszar. Nie wiesz co na nim się znajduje. Ale postanawiasz sobie zaufać i spróbować zrozumieć rzeczy, które są dla ciebie nowe lub trudne.


Z Jeffem wiele was łączy. Nie tylko obaj tworzycie piosenki, ale lider Wilco był producentem płyty Low The Invisible Way. Jak wspominasz tamtą współpracę?


Jeff był bardzo pomocny. Przesłaliśmy mu wersje demo naszych utworów, odpisał, że są świetne i zaprosił nas do studia. Niczego w nich nie zmieniał. Sam jest autorem piosenek i wokalistą, bardzo nam pomógł jeśli chodzi o nagranie wokali.


Dziś na scenie wspierał cię twój syn Cyrus, który gra na basie i śpiewa. Razem bardzo ładnie się harmonizujecie.


To było dla mnie lekkim zaskoczeniem. Nigdy nie zachęcałem go do śpiewania, chociaż wiedziałem, że ma ku temu predyspozycje. Wspólnie z kumplami trochę rapują, nagrywają hip-hopowe kawałki. Jest bardzo kreatywny, szybko myśli. 


Syn pomógł ci także z albumem White Roses, My God.


Tak, gra tam na basie. Cyrus jako pierwszy usłyszał te utwory, jeszcze w surowej wersji. Powiedział wtedy: Tato, to naprawdę bardzo kreatywne. Był to dla mnie ważny sygnał, by kontynuować prace nad tym materiałem. Jest bardzo dobrym muzykiem, ma lepsze ucho ode mnie. Co ciekawe nie słucha indie rocka.


Ale wie, że jego tata jest legendą?


Wiesz, dla niego jestem po prostu tatą.