strona główna / artykuły / Relacja: OFF Festival 2025
main image

Relacja: OFF Festival 2025

Czy warto pisać relację z jednego dnia festiwalu? W tym przypadku tak.

Marcin Bieniek - 04 sierpnia 2025

Uff, udało się. Można spokojnie powiedzieć, że w 2025 roku OFF Festival wrócił na dobre tory. 


Przez długi czas miałem wrażenie, że po przerwie spowodowanej pandemią, OFF miał problem ze wskoczeniem na dawny poziom. Przypomnijmy, w 2019 roku w Katowicach pojawili się m.in. Jarvis Cocker, Foals, Stereolab i Suede. I tak wyglądała mniej więcej cała ta dekada - solidni headlinerzy, ciekawi artyści na mniejszych scenach i… dużo gitar. 


Edycje z lat 22-24 miały świetne momenty, ale nie znam nikogo kto by powiedział że lineup tamtych edycji był rewelacyjny. 


Nadszedł 2025 rok i z ogłoszenia na ogłoszenie, wiadomo było, że czeka nas najlepszy OFF od lat. Fontaines D.C., Kneecap - ciężko o bardziej aktualnych headlinerów. A to zaledwie mały fragment całości. 


Niestety w tym roku nie miałem możliwości być na całym festiwalu, ale ostatni dzień dostarczył tylu wrażeń, że warto o nim wspomnieć.


Sunnbrella


Zawsze kiedy przy opisie debiutantów pojawia się podejrzanie dużo nazw zespołów, do których ów debiutant nawiązuje, zaczynam robić się podejrzliwy. W przypadku pochodzącego z Pragi Davida Zbirki, w offowej apce mogliśmy przeczytać, że muzyk słuchał sporo My Bloody Valentine, Moby’ego i Weezera. No cóż, na scenie nie było tego widać. Dostaliśmy mieszankę prog-rocka z dance punkiem i kilkoma innymi szalonymi wpływami. I choć było bardzo głośno, to nie do końca mnie ta muzyka przekonała. 


Ciśnienie


Ok, odwołuję ten fragment o głośności. Byłem na Swans i My Bloody Valentine, ale dopiero na koncercie katowickiej ekstremalnej grupy jazzowej Ciśnienie, poczułem że dźwięk może boleć. Całość zagrana na światowym poziomie była bardzo ciekawym i zupełnie nowym dla mnie doświadczeniem. 


MJ Lenderman


W końcu! Na OFF przyjechał ktoś kto godnie wypełnił lukę po Pavement, Wilco, Superchunk i całej masie aktywnych indierockowych kapel zza oceanu, które na OFFie jak dotąd nie zagrały. MJ ma za sobą udany rok - wydał świetny album Manning Fireworks, pojawił się także na nominowanej do Grammy płycie Tigers Blood Waxahatchee


W Katowicach zaserwował solidny indierockowy koncert, w którym były i melodie, i hałasy, americana i trochę Boba Dylana. To co najbardziej mnie zaskoczyło, to świetny kontakt MJ z publiką. Liczyłem na zamkniętego w sobie introwertyka (takie sprawiał wrażenie), a okazał się naturalnie miłym i wyluzowanym gościem. 


Alan Sparhawk 


Większość osób z którymi rozmawiałem na temat tego koncertu wyszło z niego po kilku piosenkach. I trochę się temu nie dziwię. Założyciel Low postanowił nie brać jeńców i pierwszą część swojego występu poświęcił wydanej w ubiegłym roku mocno eksperymentalnej płycie White Roses, My God. Osoby nastawiajace się na piosenki Low mogły doznać lekkiego szoku. Zamiast gitary i przejmującego głosu dostaliśmy zabawy automatami perkusyjnymi, syntezatorami i modulacją wokalu. 


Sprawdziłem setlisty ostatnich koncertów Alana i wiedziałem, że w połowie przeskakuje na piosenki z tegorocznej gitarowej płyty nagranej z Trampled by Turtles (którą zachwycam się tutaj). I tak też się stało. Po około sześciu utworach zabrzmiało Heaven - przejmujący numer, w wersji z jego najnowszego albumu. Za nim popłynęły kolejne piosenki, którym bardzo blisko było do magii znanej z utworów Low. Mocne przeżycie. 


Fontaines D.C.


Wstyd się przyznać, ale mimo wielu okazji nie widziałem jeszcze Fontaines D.C. na żywo. Nie będę jednak narzekał, bo na OFF Festivalu pojawili się w tym roku prawdopodobnie w najlepszym momencie swojej kariery. W każdym razie na scenie było widać, że mamy do czynienia z dużym zespołem. To co zwróciło na mnie swoją uwagę, to znakomicie nagłośnione trzy gitary, które świetnie napędzały tę koncertową machinę (co było słychać szczególnie w Televised Mind - ta druga gitara!). 


Setlista oparta głównie na utworach z Romance i Skinty Fia, doprawiona Boys in the Better Land, w zupełności mi wystarczyła. Trochę dziwnie wypadała cisza między pełnymi energii piosenkami i zerowa konferansjerka, ale podobno taka uroda tego zespołu. Jestem ciekaw jak wykorzystają sukces Romance i w którą stronę artystycznie pójdą na kolejnym albumie.


I tylko szkoda, że Nala Sinephro odwołała swój występ ostatniego dnia festiwalu. Jej minimalistyczny jazzowy występ byłby pięknym zwieńczeniem całej imprezy. Mimo to opuszczałem OFFa pełen dobrych muzyczny wrażeń.